...oprócz scenariusza. Historia sama w sobie bardzo ciekawa, wykonanie też świetne, ale w ogóle mnie nie poruszył. Niby było kilka scen, które miały szokować i wzbudzać głębsze uczucia, ale na tle filmu wypadają nieprzekonywująco i jakoś blado. Brakuje jakiegoś zaangażowania w tym filmie, takiego przekonania, że oglądamy historię, a nie tylko aktorów w kostiumach.
Zdjęcia i scenografia perfekcyjne, Eddie tak samo. Dobra Vikander i muzyka :)
Gdyby lepiej przedstawiono miłość między Einarem a Gerdą i drogę przez którą przeszła Lili byłoby znacznie lepiej, tak wszystko dzieje się za szybko i nagle. Nie żałuję tego, że film obejrzałem i polecam by samemu się przekonać
Ja bym powiedziała, że temat został potraktowany powierzchownie i momentami trochę stereotypowo. Einar początkowo sprawiał wrażenie transwestyty (zachwycony głównie ubraniami żony, to te ubrania i przebieranie się w nie sprawiało, że czuł dreszczyk emocji i podniecenie, mniej ciało kobiece, którego zazdrościł żonie), poza tym...w filmie jednak nie zostało to przedstawione, że od dziecka czuł się inny, raczej w pewnym momencie życia już dorosłego zaczęło się w nim budzić takie pragnienie. Ich związek momentami przypominał bardziej związek przyjaciół/ rodzeństwa niż dwójki małżonków, nie wiem czy tak było również opisywane w biografiach? Zdjęcie natomiast przepiękne :)
Mam to samo zastrzeżenie, nie było tego widać że Lilly czuje się źle od początku w swoim ciele, jedynie jest to wspomniane w epizodzie. Psuje odbiór całej historii, jedynie domyślając się można sobie dopowiedzieć, po sytuacji z Hansem, że pojawiało to się w dzieciństwie
Hmm, sam fakt, że trzeba czegoś się domyślić, bo nie jest wyłożone jak kawa na ławę, jest wadą? Jak dla mnie akurat ten wątek się udał...
Nie mówię, że ma być wyłożone i przedstawione w sposób oczywisty, ale tu było to łatwe do przeoczenia. Dodatkowo to trudny temat, także uważam to za istotną sprawę. Można znaleźć opinie, że "facetowi odwaliło jak dotknął sukienkę", a to przecież nie jest prawdą.
Ciężko mi sobie wyobrazić jak można to przeoczyć... Zasugerowane jest to bardzo wyraźnie.
Panowie, jaką sugestią? Było wspominane, że kolega go pocałował, nie on kolegę - to raz. Powiedziano też, że założył fartuch mamy. Raz, gdy był dzieckiem. Ile razy dzieci się przebierają w śmieszne stroje, wygłupiają, bawią w tej sposób? Gdyby Einar jako chłopiec kilkakrotnie przebierał się za dziewczynkę, to owszem, mogłaby być to jakaś sugestia. Albo gdyby udawal dziewczynkę. Jedyne, co było tu zasugerowane, to to, że Hans mógł być gejem, bo pocałował chłopca. Wszystko tu zostało pomieszane: transwestytyzm z transseksualizmem, homoseksualizm z biseksualizmem (żona)... etc.
Ja nie wiem... Być może zachowywał się jak transwestyta, bo nie wiedział, że powinien inaczej? :/
W jednej z pierwszych scen filmu Einar idzie spotkać się ze znajomą tancerką i przechodząc między wieszakami przesuwa ręką po ubraniach. Bardzo łagodne ale trafne przedstawienie tego, że ma w sobie coś z kobiety...
Dla mnie z kolei wybór Redmayne’a był kompletnie nietrafiony. To dobry aktor, owszem, ale zupełnie pasował do tej roli. On ma w sobie coś… bardzo aseksualnego, bezpłciowego, wręcz niepoważnego i o ile u niektórych aktorów (np.Tilda Swinton) jest to atutem, tak u niego sprawiło, że grana postać była niewiarygodna.
Dziwiłem się czytając wiele artykułów na temat tego, iż rolę powinna dostać aktorka transseksualna lub kobieta, ale zgodzę się z tym – mężczyzna nie oddał tutaj absolutnie dramatu postaci i z początku można odnieść wrażenie, że jest po prostu transwestytą lub osobą niezrównoważoną psychicznie. Choć koniec końców może płeć aktora tutaj nie gra tak wielkiej roli jak po prostu… gra ;)
Zgadzam się:) Miałam co do niego zastrzeżenia, ale w trakcie filmu moje wszystkie obawy znikły. Idealnie się wpasował w rolę.
tak się składa, ze poznałam transeksualne osoby i myślę, ze historia opowiedziana jest w punkt.. a biorąc pod uwagę czasy w jakich film został osadzony - w punkt
A trzeba znać kogoś transseksualnego, żeby móc oceniać tego aktora? Pliz, przeciez każdy z nas jest inny. Masz jakiś schemat, wg którego możemy wszyscy stwierdzić, że dobrze gra akurat transwestytę?
Nie słyszałeś nigdy o błędach lekarskich, które się zdarzają przy narodzinach, kiedy dziecko jest ,,niepewne''? Najlepiej zwalić na chorobę psychiczną, to takie modne dzisiaj.
Wyobraź sobie, że masz kobiece ciało, a czujesz się mężczyzną i do tego wszyscy mają Cię za wariata - fajnie? Płeć to nie tylko biologia.
Mam bardzo podobne odczucia. Einar nie przypominał mi transseksualisty tylko transwestytę bądź osobę z rozszczepieniem osobowości. Nie czuł się kimś innym od samego początku, dopiero pod wpływem zabawy w Lily zaczął rozwijąć jakby drugą osobowość i potem ta druga przejęła peirwszą. Z tego, co mówią osoby transseksualne, od samego początku czuły się kimś innym. Nie zawsze wyrażały to tak odważnie, bo nie było ku temu odpowiedniego nastawienia rodziny, ale jednak miały to wrażenie przynajmniej od okresu dojrzewania, jeśli nie wcześniej. A Einar o czymś takim nie wspomina. Fakt, że pocałował go kolega, może najwyżej swiadczyć, że kolega był gejem. Włożenie fartuszka też nie załatwia sprawy - raz, że dzieci w ogóle lubią się przebierać; dwa, że było to tylko raz. Osobiście uważam, że problematykę transseksualizmu lepiej pokazuje choćby film "Boys don't cry", gdzie główny bohater od samego początku stwierdza, że jest kimś innym niż podpowiadałoby mu ciało. Osobiście jestem przeciwniczką teorii, że operacje zmiany płci są dobre, iże to ciało powinno się dopasować do umysłu, ale nawet jeśli przyjmiemy punkt widzenia zwolenników operacji - to Einar zachowywał się zupełnie inaczej,niż jest to opisywane choćby na forach osób trans czy w ich wspomnieniach, wywiadach itp.
Zanim pojawiła się Lily, Einar idąc spotkać się ze znajomą tancerką, przechodząc pomiędzy wieszakami przesuwa ręką po ubraniach. Damskich ubraniach. W filmie ta krótka scena z wieszakami powtarza się kilka razy, za każdym razem gdy Einar odwiedza ten teatr. Wydaje mi się że nie powtórzono jej po tym jak Lily pokazała się publicznie na balu...
Najwyraźniej jej nie kupuje, stąd zakłada ten wątek. Argumenty na poparcie swojej tezy ma, film mu nie podszedł, a scenariusz może być bez zarzutu tylko według twojej subiektywnej opinii, którą nie każdy musi podzielać. I kto się tutaj czepia?
Najpierw przeczytałam Twój komentarz, potem poszłam na film i na prawdę chciało mi sie płakać :)
Oczywiście nie neguję Twoich odczuć - ale może moje są jakimś promykiem nadziei :D
Oprócz scenariusza i reżyserii, chciałeś powiedzieć... Choć scenariusza bardziej.
Odniosłam takie samo wrażenie. Śliczne zdjęcia, dobra muzyka, gra też nie najgorsza (szczególnie Alicii), a mimo to kończąc seans byłam znudzona. Brakowało emocji i jakiejś takiej prawdziwości. A co do Redmayne’a, to odnoszę wrażenie, że on tak bardzo się stara, że aż mu wszystko wychodzi karykaturalnie.
Zgodzę się z Tobą. Film wygładzony, dopieszczony, strasznie sentymentalny - ale właśnie brak mu prawdziwych uczuć. Główny bohater wygląda, jakby się bawił w zmianę płci - ale prawdziwej, ukrytej w nim kobiety wołającej o uwolnienie nie widać. Jest tak samo letni od początku do końca.
Jeżeli ten film Cie nie poruszył to chyba oglądałeś go z zamkniętymi oczami.Film mega poruszający , emocje zony pokazane genialnie.Jej wielka miłość ponad wszystko. Wspaniały poruszający mocno emocjonalny film z piękną muzyką, scenografią (oscarową) i zdjęciami.
Zgadzam się z Twoją opinią - film po prostu bez duszy a historia przecież taka ciekawa... Z mojej strony wygląda to tak jakby ekipa na siłę chciała wywołać łzy i "podniosłość" chwili w tylu momentach, że przestały one mieć takie znaczenie.
Od siebie dodam, że nie przekonała mnie w 100 % gra Eddiego - trochę przedobrzył tymi "krzywymi uśmieszkami" Lilli - strasznie mnie to irytowało. Ale za to ruchy kobiece jako Lilli - mistrzostwo!
I jeszcze taka małe pytanie: Czy w Was też filmowa Lilli jako osoba nie wzbudziła sympatii? :>
Mam mieszane uczucia co do tego filmu. Temat ciekawy , ładne zdjecia, klimat ale czegos zabrakło.
Bylo kilka scen poruszajacych ale ogólnie film nie nie wzruszyl. Irytowała mnie gra Redmayne, gral jedna miną ,grymas, uśmiech, ktory w niektorych scenach byl nie na miejscu. Spuszczenie wzroku, odwrocenie glowy. Byl niewiarygodny jako kobieta i zmanierowany. Za to Vikander byla przekonująca, podobala mi sie ukazana cierpliwosc, opanowanie, poswiecenie.
Zgadzam się! Piękna scenografia (te wnętrza!), dobra Vikander, ale Redmayne jako kobieta mnie też nie przekonał. Powiedziałabym, że to transwestyta. Pokazane było jak bardzo stara się naśladować kobiece ruchy, ubierać się w ten sposób, a jak założył spodnie nagle już nie był sobą? A może to też kwestia osobowości tej kobiety? Bo Lily była irytująca (szczególnie te jej nerwowe uśmieszki). W tym filmie lepiej pokazane są odczucia, uczucia żony. To ona jest tu główną postacią.
zgadzam się z tą opinią... obrazy.. wnętrza.. kolory... klimat i tempo filmu... dla mnie wszystko zagrało...
Strona wizualna i aktorstwo super. A co do scenariusza. Mam podobne odczucie jak ty.
Mnie też jakoś niespecjalnie ten film poruszył. Mam taki jakiś niedosyt po obejrzeniu. Niby miał wzruszać, trochę szokować, ale ja jakoś osobiście tego aż tak nie odczułam. Doceniam pomysł itd. Zdjęcia super i muzyka. Redmayne jak to on... dobry... Po prostu pasował mi do tej roli (może to przez ten typ urody). Vikander na plus dla filmu. Jakoś mnie tak urzekła. Miała w sobie taki pewien rodzaj prawdy, którą udało jej się przekazać. Dodatkowo podobała mi się postać Ulli. Amber Heard fajnie zagrała.
Rozumiem sen Lily na końcu... Wreszcie doczekała się tego czego pragnęła i odeszła ze świata spełniona. Ale chyba najbardziej z całego filmu urzekła mnie końcowa scena nad tym wybrzeżem, które malował Einar i odlatujący szalik. Chyba jedyny moment przez który jakoś zakręciła mi się łezka w oku. Ogólnie trochę słabo odczułam cały ten film. Chyba spodziewałam się więcej oglądając trailer. Ale tak często bywa... zwiastuny zachęcają, a potem bywamy rozczarowani. Miałam problem z oceną. W moim odczuciu 7 trochę za dużo, a 6 znowu za mało, więc mentalnie daję 6,5 .
Wszystko kwestią gustu, ale uważam, że bez tych "poruszających scen" filmy są lepsze. Zależy też co mamy na myśli, mówiąc "poruszająca scena", bo mam wrażenie są to skrajnie metaforyczne, symboliczne rysunki. A tego tu nie było, nie było histerii, wielkich słów, wszystko zostało pokazane bardzo dyskretnie i to mnie właśnie urzekło. Z czułością dotykana koszula nocna i typowo damskie pytania "czy wyglądam ładnie?". Oczywiście, można było szokować scenami seksu, a tuż po nim lamentami głównej bohaterki, ale dyskrecja, poczucie intymności, nawet nie wiem jak to określić, sprawiały, że film był przyjemny i dość łagodny,a nie musiał taki być. Pierwsze co pomyślałam po jego obejrzeniu to, że traktował o miłości do po prostu drugiego człowieka. Cieszę się, ze nie zrobił mi papki z mózgu pokazując cierpienie, ból i tragizm sytuacji, chociaż oczywiście i te mu towarzyszyły. Jak napisałam wszystko kwestią gustu, ale brak brutalności w pokazywaniu zjawisk, które szokują, pozwala je trochę oswoić, zrozumieć. Nie muszę po obejrzeniu filmu pytać Boga "dlaczego?", bo jakoś szczególnie tego nie chcę.
Koniec końców film oparty jest na książce, która również przedstawiła tę historię w dość infantylny sposób. Po obejrzeniu ilustracji wykonanych przez Gerdę, zastanawia mnie dlaczego jej relacja z Lili została przedstawiona tak niewinnie? Ilustracje sugerują coś zgoła odmiennego ;) Jak dla mnie film z kategorii "ładne" i traktowany jako nieco sielankowa fikcja jest do strawienia, zwłaszcza jeśli ktoś lubi taką estetykę.
Też widzialam ilustracje autorstwa Gerdy i sugerowały mi jej ogromną fascynację związkiem z kobietą. Nie wiem czy chodziło jej o Lily, bo kobieta na obrazach wcale Lily nie przypomina i ma ciało biologicznej kobiety. Może w ogóle Gerda była biseksualna albo interesowały ją takie tematy. Generalnie jak wpisałam Gerda Weneger w google, to mocno się rozczarowałam. Te obrazy w filmie były piękne, przypominały prace Łempickiej. A w realu dostałam brzydkie hentai :(
A mnie się podobał, obejrzałam film z ogromną przyjemnością i wzruszyła mnie ostatnia scena - z odlatującym szalikiem. Nie czytałam pamiętników, więc nie będę się wypowiadać odnośnie wierności szczegółów .
Rzeczywiście, tempo akcji jest dość szybkie, zwłaszcza w odniesieniu do tak poważnego, emocjonującego tematu. Mimo to, uważam , że poważny dramatyzm i wszystkie uczuciowe aspekty zostały uchwycone. Być może, mogło być więcej zapadających w pamięć scen, jednakże kto wie, czy wówczas nie pojawiłoby się przejaskrawienie....